
Pasta o pizzy
Myślałem, że na gorszych od obrońców jedynej-poprawnej-oryginalnej-włoskiej-prawdziwej-starożytnej-właściwej-carbonary w sieci się nie trafi, ale nie… wystarczy wrzucić zdjęcie domowej pizzy, żeby wylazły spod kamienia szamotowego, jak jakieś je*ane żmije oni – piccermeni z dziada pradziada, piekarze, arcymistrzowie ciasta drożdżowego. Przyjdzie ci taki jeden z drugim i prześciga się w udowadnianiu, który się lepiej na pizzy zna.
A ja, ku*wa, chciałem zrobić pizzę dla siebie i żony, bo w końcu mamy wolny wieczór, ale nie – internetowi arcymistrzowie pizzy uznali, że jestem niegodny ruszać ciasta.
20 gramów drożdży?! Ku*wa, tyle to się na 100 kg ciasta daje, a nie na 2 picce. Jakie 100? Na 200. Bo ten daje tylko szczyptę na kilo mąki. Używasz suchych drożdży? Czy ciebie już do końca po*ebało?! Tylko świeże, co ty się znasz. Używasz świeżych? AMATOR! Najlepsza pizza tylko z drożdży wyekstrahowanych spod zażółconego paznokcia dużego palca od stopy jakiegoś Luigiego z jednej z rzymskich trattorii, którą kiedyś odwiedził ktoś, kogo zna mój kolega od smyrania się po kulkach pizzowego ciasta.
Wpadł do komentarzy typ, który twierdził, że upiekł swoją pierwszą pizzę w wieku trzech lat na kamieniu podgrzanym płomieniem z wulkanu Etna. Teraz to już nawet fermentuje własne drożdże w piwnicy…
Czekaj, czekaj! Czy ja widziałem, że Używasz Szymanowskiej? Czy ciebie dobry bóg opuścił? Nie słyszałeś o mące 00? O Caputo? O anielskim pyle, który sprawi, że pizza wyjdzie? Szymanowska pff… co Ty drożdżówki robisz? Do PRLu wracasz? No po*jebało… Przyjdzie Ci taki jeden z drugim i pieprzy. Woda tylko źródlana. Ale nie tam jakiś Żywiec czy inne polskie g*wno. Liczy się tylko ta z Marmolady. Lodowca takiego w Dolomitach. I tylko zebrana w trakcie pierwszych wiosennych roztopów, bo tylko wtedy w składzie jest element kosmicznej energii i boski pierwiastek.
Boże broń natomiast, żebyś użył sera z supermarketu. MUSI być mozzarella od krów, które codziennie słuchają Vivaldiego, a pastuch nuci im „La donna è mobile”. A oliwa? Tylko tłoczona łokciem dziewicy podczas pełni księżyca na wzgórzach Toskanii.
Hydracja, czy kiedyś o tym słyszałeś, prostacki chamie? Ciasto musi być mokre jak c*pki lasek oglądających jak kręce placki. Co najmniej 70%, a nie tam jakieś na oko. I woda ma mieć nie więcej niż 37 stopni, bo drożdże zabijesz, bezduszny człowieku. A skoro już o temperaturach mowa, to tu też jest niezły cyrk. No bo ciasta nie możesz tylko odstawić w ciepłe miejsce. No czy ty z ch*ja spadłeś? W pojemniki i do lodówki. Temperatura musi być stała, mniej niż 10 stopni, a wilgotność odpowiadająca piwniczkom na wino gdzieś w Lombardii. Tylko wtedy ciasto dobrze wyrośnie. No i nie myśl, że jak najdzie cię rano ochota na pizzę, to zjesz ją na obiad. Minimum 24 godziny wyrastania, bo inaczej to nie pizza, a g*wno jakieś drożdżowe. Lepiej z głodu zdechnąć, niż jeść takie robione na szybko g*wno. Więc planuj z wyprzedzeniem co najmniej tygodniowym, a inaczej od pizzy się od*erdol.
Temat składników, czyli tego, co chcesz wrzucić na pizzę, pominę, bo by miejsca nie starczyło, i przejdę od razu do wypieku, bo tu też są niezłe jaja. No bo jak to tak piec pizzę w domowym piekarniku. Przecież on tylko do 240 się kręci, a nie do tysiąca. Do placków się nadaje, a nie do pizzy. Do pizzy to co najmniej Ferrari i to po tuningu, bo producent nie przewidział, że polskim piccermenom fabryczna temperatura będzie za niska. Wymyślają jeden z drugim jakieś sztuczki, czary mary. Wypnij termostat, zostaw uchylone drzwiczki, podłącz pod siłę. A najlepiej to se ulep piec sam. Zmieszaj błoto z gliną i słomą. Zrób podest z piasku. Weź co najmniej cegłę szamotową albo kamień wulkaniczny i lep. No bo pizzy nie upieczesz bez przynajmniej 500 stopni, czaisz typie? 60 sekund, nie dłużej, rozumiesz. ROZUMIESZ?!
Więc zrobiłem to swoje amatorskie, drożdżowe g*wno na Szymanowskiej, wodzie z kranu i piekarniku, co do 500 stopni się nie zbliża. Zjadłem. I wiecie co? Było zajebiście.
Pasta o pizzy
Niby pizza, a jednak pasta. Czym jest pasta o pizzy? To mój humorystyczny tekst stworzony (i rodzaj hołdu dla kultowej już „pasty o carbonarze”) po kolejnym najeździe internetowych speców od kręcenia plackiem, którym nie spodobał się mój przepis na pizzę. Pierwotnie tekst pojawił się na profilu Pana Zwałki na fb. Postanowiłem wrzucić go również tutaj – dla potomnych 😉
Czym jest internetowa pasta / copypasta?
Pasta internetowa, znana także jako copypasta, to krótki, humorystyczny lub absurdalny tekst, który zyskał popularność dzięki masowemu kopiowaniu i udostępnianiu w internecie. Często jest to opowiadanie lub monolog, charakteryzujący się przesadą, ironią i specyficznym (niekoniecznie grzecznym i poprawnym) stylem językowym, który nadaje mu unikalnego charakteru. Pastami nazywa się zarówno treści oryginalne, jak i parodie czy wariacje popularnych tekstów. Wiele past internetowych, takich jak słynna „pasta o carbonarze” czy „mój stary to fanatyk wędkarstwa”, stało się memami kulturowymi, które bawią i integrują społeczności internetowe. Dziś pasty pełnią rolę cyfrowych anegdot, które łączą żartobliwy ton z kreatywnością użytkowników sieci (definicja wygenerowana przez AI 😉 ).
